Chiny stanowczo odmówiły uznania wyroku trybunału arbitrażowego dotyczącego Morza Południowochińskiego, do którego władze tego kraju roszczą sobie prawo. Rzeczniczka chińskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, Mao Ning, ogłosiła, że Chiny są zwolennikiem rozwiązywania konfliktów poprzez „pokojowe negocjacje”. Komentarze te pojawiły się w odpowiedzi na przestrogi Radosława Sikorskiego podczas jego wizyty w Azji, gdzie podkreślał konieczność poszanowania międzynarodowych norm prawnych.
KONFLIKT W PRZESTRZENI MIĘDZYNARODOWEJ
Sikorski, który w ostatnim czasie odwiedził Malezję, Singapur i Filipiny, mocno akcentował, że nie można pozwolić na to, aby rezultaty arbitrażu i umowy ustępowały przed przewagą gospodarczą lub militarną. Minister zauważył, że w przypadku spornych obszarów roszczenia ChRL nie powinny być traktowane jako norma, a raczej jako powód do alarmu.
Podczas briefingu prasowego Mao Ning odniosła się do uwag polskiego ministra, twierdząc, że Pekin wielokrotnie podkreślał nieważność orzeczenia trybunału z 2016 roku. Warto zwrócić uwagę, że minister Sikorski w swoim wystąpieniu przekonywał, iż obecność napięć w regionie Indo-Pacyfiku wymaga rozwiązań bez użycia siły, a stabilizacja w tym kluczowym obszarze powinna być priorytetem dla wszystkich zainteresowanych stron.
<h2"DROGA DO RESOLUCJI BEZ WOJNY
Sikorski postawił tezę, że większość dzisiejszych granic została wyznaczona w wyniku skomplikowanych wydarzeń historycznych. Nawet jeżeli niektóre z tych granic budzą kontrowersje, państwa muszą je respektować, podkreślając, że „wojna nie jest rozwiązaniem”. Zwrócając uwagę na poważne konsekwencje zaostrzających się konfliktów dla globalnej gospodarki, powiedział, że destabilizacja w regionie Morza Południowochińskiego może zagrażać międzynarodowym szlakom handlowym.
<h2"ONGOTOWANIE ZA WZROSTEM NAPIĘCIA
Trudno jest nie zauważyć, że Morze Południowochińskie stało się nie tylko areną sporów terytorialnych, ale również epicentrum wzrastających tarć między wieloma krajami. Niepokój wzbudził ostatni incydent, który miał miejsce w pobliżu Ławicy Sabina, gdzie doszło do zderzenia okrętów straży przybrzeżnej. Incydent ten z pewnością nie przysłużył się ukojeniu napiętej sytuacji w regionie.
Filipińska jednostka twierdziła, że była kilkukrotnie atakowana przez chiński statek, a ambasador USA w Manili potępił „niebezpieczne naruszenie prawa międzynarodowego”. Chiny z kolei nie poczuły się winne i oskarżyły Filipiny oraz USA o eskalację konfliktu. Czy zatem czeka nas dalsza erozja stabilności w regionie, czy może żadne z państw nie zdecyduje się na zbrojne rozwiązania?
Patrząc na przeszłość, nie można zapominać o historycznych przyczynach obecnych napięć. Międzynarodowy Trybunał Arbitrażowy w Hadze orzekł w 2016 roku, że chińskie roszczenia do obszarów na Morzu Południowochińskim nie mają podstaw prawnych, co nie przeszkadza Pekinowi w stanowieniu swoich terytorialnych ambicji na tym rozległym akwenie. Region ten jest nie tylko ważny ze względu na strategiczne położenie, ale także z uwagi na jego potencjalne bogactwa naturalne, co czyni go polem bitwy nie tylko dla roszczeń narodowych, ale i dla globalnych interesów.
Źródło/foto: Interia