Święta miały być czasem radości, miłości i rodzinnych spotkań. Niestety, jedna tragiczna sekunda zrujnowała te plany. Rozpędzony motocykl, za kierownicą którego siedział 36-letni Tomasz K., wbił się w starsze małżeństwo na warszawskim Wawrze. Na miejscu zginął pan Zbigniew, a jego małżonka trafiła do szpitala z poważnymi obrażeniami. Sam kierowca zmarł w szpitalu po nieudanej operacji, a całe zdarzenie wstrząsnęło nie tylko rodziną ofiar, ale i lokalną społecznością.
TRAGEDIA W WIELKĄ SOBOTĘ
19 kwietnia, w Wielką Sobotę, dla rodzin pana Zbigniewa i Tomasza K. miało to być zwykłe popołudnie. Prowadzone przez parę działania na cmentarzu w Marysinie Wawerskim szybko zamieniły się w koszmar. Po uprzednich odwiedzinach najbliższych, pani Barbara i pan Zbigniew szli radośnie w kierunku swojego samochodu, niczego nieświadomi nadciągającego zagrożenia. Jednak w momencie, gdy usiłowali przejść przez ulicę, na horyzoncie pojawiło się światło motocykla.
MOMENT CATASTROFY
Kiedy pani Barbara wychyliła się, aby sprawdzić, czy droga jest wolna, poczuła, że coś jest nie tak. „Zbysiu, nie, bo jedzie jak wariat!” – zdołała krzyknąć, jednak było już za późno. Niespełna w mgnieniu oka oboje wpadli w wir niekontrolowanej tragedii. Cios, roztrzaskujący życie, zdarzył się w sekundy, a zmysły zamarły w zakłóconym czasie.
OBRAZY RZEZI
Po odzyskaniu przytomności pani Barbara nie mogła uwierzyć w to, co się wydarzyło. Z daleka dostrzegła leżące ciało, które na zawsze zmieniło jej życie. Gdy z niezdolnością do poruszania się podeszła bliżej, zrozumiała, że to jej ukochany mąż. „Nie mogłam wstać, ale w końcu się udało. Leżał w kałuży krwi… to był okropny widok, który będę miała przed oczami do końca życia,” mówi przez łzy, wspominając tragiczny moment.
STRATA I PAMIĘĆ
Dla pani Barbary święta wielkanocne już na zawsze będą związane z utratą męża, z którym przeżyła wiele pięknych lat. “Jestem osobą wierzącą. Wiara to jedyna rzecz, która trzyma mnie przy życiu,” wyznaje kobieta, która odnalazła otuchę w rodzinie. Pan Zbigniew był nie tylko mężem, ale i świetnym trenerem piłki nożnej, który zaszczepiał pasję w sercach swoich dzieci. Tyle nadziei, tyle radości zamknęła jedna tragiczna chwila.
Historia pana Zbigniewa, zawodnika piłkarskiego i trenera, przypomina, jak kruchy jest ludzki los. Plany na przyszłość, marzenia o własnym klubie sportowym zostały zniweczone przez niewyobrażalną tragedię. Radosne chwile zamknęły się w mrocznym rozdziale, którego nie da się cofnąć.
ZAWSZE W NASZYCH SERCAch
Takie wypadki stawiają nas przed pytaniami o bezpieczeństwo na drogach i odpowiedzialność kierowców. Dla pani Barbary i jej rodziny pozostaje jedynie ból, wspomnienia oraz nieprzenikniona pustka po ukochanej osobie. Czas nie leczy ran, a jedynie zmienia sposób ich odczuwania. Itak, pamięć o Zbigniewie oraz jego pasji do piłki nożnej będzie żyła w sercach jego najbliższych na zawsze.