Nawet konwencja dotycząca ochrony praw człowieka nie jest święta, gdyż zezwala na pewne ograniczenia wolności wyrażania opinii. Oczywistym jest, że gdy bezpieczeństwo państwa, jego integralność terytorialna lub bezpieczeństwo publiczne stają się zagrożone, to prawo może interweniować — dowodzi tego najnowsza decyzja Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu.
BEZPIECZEŃSTWO A WOLNOŚĆ SŁOWA
W obliczu takich okoliczności można postawić pytanie: gdzie leży granica między ochroną obywateli a swobodą wypowiedzi? Wydaje się, że w zderzeniu tych dwóch wartości zyskuje jednak prawo do ochrony. To ironiczne, że w erze informacji, w której każdy z nas może stać się nadawcą, odpowiedzialność słowa zdaje się umykać. Czyżby w imię wyższego dobra, jakim jest bezpieczeństwo publiczne, można było przy okazji zaciągnąć cenzurę na myśli, które mogą bulwersować bądź wywoływać kontrowersje?
WYKORZYSTANIE ZASAD
W kontekście orzeczeń sądowych warto zauważyć, że decyzje tego typu mogą prowadzić do niebezpiecznego precedensu. Czyż nie jesteśmy świadkami wyłaniania się nowej formy cenzury, rozumianej jako dbałość o dobro ogółu? Gdyby tak było, w jakim kierunku podążą społeczne debaty? Przecież głos obywatela jest najważniejszym składnikiem demokratycznego dyskursu. Kto więc będzie decydował o tym, co jest niebezpieczne, a co jest tylko niewygodne?
Podsumowując, sytuacja, w której korzysta się z zagrożeń dla bezpieczeństwa jako argumentu do ograniczania wolności wyrażania opinii, zasługuje na gorącą dyskusję. Równocześnie stawia przed nami niełatwe pytanie o to, jak znaleźć balans między prawami jednostki a dobrem wspólnoty. W dzisiejszym świecie należy mieć nadzieję, że substancjalna rozmowa nadal będzie miała miejsce, nawet jeśli jest to rozmowa nieco kontrowersyjna.