Antoni Macierewicz nie miał szczęścia na warszawskich ulicach, gdzie 31 października stał się bohaterem niecodziennej historii. Posłowi Prawa i Sprawiedliwości przybyło na konto aż trzy mandaty, a w związku z jego szaleńczym rajdem stwierdzono nałożenie 21 punktów karnych. To wszystko zostało uchwycone przez kamery dziennikarzy „Faktu”, którzy nie mogli przepuścić okazji do udokumentowania popełnionych wykroczeń.
POŚPIECH CZY BEZMYŚLNOŚĆ?
Jak wynika z informacji przekazanej przez rzecznika ministra spraw wewnętrznych, dalsze kroki policji w tej sprawie są już w toku. Jacek Dobrzyński zaznaczył, że „Poseł Macierewicz za swoje wykroczenia drogowe dostał trzy mandaty łącznie na 1800 zł i 21 punktów”. Warto nadmienić, że cała sytuacja miała miejsce po tym, jak były minister, po dłuższej rozmowie w Radiu Wnet, w pośpiechu opuścił studio i skierował się w stronę centrum.
ZA WSZYSTKO WINA MEDIÓW?
W tym wszystkim zdaje się, że dziennikarze „Faktu”, którzy ścigali Macierewicza, wykazali się nie lada determinacją, co ujawniło liczne naruszenia przepisów ruchu drogowego ze strony polityka. Następnego dnia warszawska policja nie miała wyjścia – musiała zareagować i wszczęła postępowanie wyjaśniające, określając działania Macierewicza jako niebezpieczne. „W przestrzeni medialnej pojawiły się informacje dotyczące szeregu wykroczeń popełnionych przez jednego z byłych ministrów” – donosił stołeczny wydział ruchu drogowego.
CZY POLITYK ZDA SOBIE SPRAWĘ Z KONSEKWENCJI?
W obliczu tych wydarzeń można się zastanawiać, jakie lekcje wyciągnie Antoni Macierewicz z tej nieprzyjemnej sytuacji. Czy przyzna swoje winy, a może obwini media za „szkalowanie” jego imienia? Jedno jest pewne – legislatorzy, którzy często pokładają nadzieję w bezpieczeństwie na drogach, powinni sami dawać przykład. W końcu, jak mawiają, „niech przykładem jest ten, kto rządzi”. Ciekawe, jak ta historia rozwinie się dalej.
Źródło/foto: Onet.pl Piotr Polak / PAP