Rodzina Roberta Wieczorka przez blisko ćwierć wieku żądała odpowiedzi na pytanie, co się stało z ich mężem i ojcem. Kiedy w końcu po 24 latach udało się odnaleźć mężczyznę, ich radość przerodziła się w przerażenie – okazało się, że grób, w którym wierzono, że spoczywa, jest pusty. „To wręcz nieprawdopodobne. Nawet w filmach nie spotkałam się z podobną sytuacją” – powiedział jego syn.
TAJEMNICZE ZAGINIĘCIE
31 maja 2000 roku Robert Wieczorek (†37 l.) z Warszawy wyszedł z domu, zabierając ze sobą dres, plecak, koc oraz paszport. To był zwykły dzień, a jego syn, który miał wówczas 10 lat, wspomina, że pożegnanie ojca było inne niż zwykle. „Tak, jakby wiedział, że już nie wróci” – relacjonuje chłopiec, a jego młodsza siostra miała zaledwie dwa lata.
Choć mężczyzna sporadycznie znikał na kilka dni, rodzina była przekonana, że i tym razem wróci. Po tygodniu zgłosili zaginięcie na policji, jednak poszukiwania zakończyły się fiaskiem. W 2010 roku sąd uznał Roberta za osobę zmarłą, a w 2018 roku śledczy zamknęli sprawę.
ZWŁOKI W NAMIOTU
W 2024 roku policja postanowiła ponownie zbadać sprawę. Odkryto, że zmumifikowane zwłoki, znalezione cztery miesiące po zaginięciu w namiocie pod szczytem Matragony, należały do Roberta Wieczorka. Ciało odnaleziono w odosobnionym miejscu w Bieszczadach Zachodnich.
Śledczy przeanalizowali zeszyt meldunkowy małżeństwa prowadzącego agroturystykę w Balnicy. W wyniku dochodzenia zidentyfikowano 265 mężczyzn w przedziale wiekowym 25-55 lat, którzy byli zameldowani w okolicy w czasie zaginięcia Roberta. Co więcej, w ramach innego śledztwa, dotyczącego zabójstwa dziennikarza Marka Pomykały, ekshumowano niezidentyfikowane szczątki z cmentarza w Krakowie. Po porównaniu DNA okazało się, że szczątki z namiotu i materiał genetyczny od ojca Pomykały są zgodne.
NADZIEJA I ROZCZAROWANIE
„To była jedna z najlepszych wiadomości w moim życiu. Zakładaliśmy, że ojciec nie żyje, ponieważ przez tyle lat nie mieliśmy z nim kontaktu. W końcu odnaleźliśmy go i spełniło się jedno z moich największych marzeń” – powiedziała pani Magda, córka Roberta, w rozmowie z dziennikarką Martyną Sokołowską.
Rodzina do tej pory wierzyła, że prochy ojca spoczywają na cmentarzu w Batowicach w Krakowie. Jednak kilka tygodni później okazało się, że modlili się nad pustym grobem. „Byliśmy przekonani, że ojciec leży tam pochowany. W lipcu stanęliśmy razem nad grobem, mieliśmy wrażenie, że w końcu możemy się pomodlić” – wspomina pan Michał, syn zaginionego.
Prawda wyszła na jaw, gdy rodzina postanowiła przenieść szczątki do grobowca. Okazało się, że w 2021 roku prokuratura zarządziła ekshumację, ale nigdy nie dokonano ponownego pochówku. „Nie mogłem uwierzyć w to, co mi powiedziano. W dokumentach grobu jest zapis, że prokuratura zleciła ekshumację, ale nie ma ciała” – relacjonuje pan Michał na łamach tvn24.pl.
SZOK I FRUSTRACJA
„Dla nas to szok. Po 24 latach w niewiedzy i niepewności odnaleźliśmy ojca, a teraz znów musimy go szukać. To nieprawdopodobne” – denerwuje się córka Roberta Wieczorka. Cała sytuacja przypomina scenerię z filmu, w której realność przeplata się z irracjonalnością, pozostawiając rodzinę w stanie zagubienia i frustracji.