Beata Rozkosz, 57-letnia mieszkanka Stroszowic w gminie Lewin Brzeski, doświadczyła w ostatnich latach ogromu trudności, jednak udało jej się zdobyć kontener, o którym marzy wielu powodzian. Moduł o powierzchni 30 metrów kwadratowych zawiera kuchnię oraz łazienkę. Przez niemal dwa miesiące pani Beata mieszkała u sąsiadki, żyjąc z poczuciem, że niezbyt dobrze jest być na głowie innych. – Teraz mamy wreszcie coś, co możemy nazwać domem – przyznaje. Dodatkowo opiekuje się trójką wnucząt jako rodzina zastępcza.
Życie nie szczędziło jej wyzwań, naznaczonych bolesnymi stratami. W 2021 roku zginęła jej córka, która miała troje dzieci, a niedługo później odeszła jej mama. Pani Beata oraz jej mąż stali się opiekunami dla wnuków. Kolejny cios przyszedł w roku następnym, gdy zmarł mąż Beaty. Kobieta dokłada wszelkich starań, aby jej pociechy mogły cieszyć się dzieciństwem. Najstarszy wnuk ma już 18 lat, wnuczka 17, a najmłodszy, ośmioletni chłopiec, jest dzieckiem autystycznym. – Ich ojciec był uzależniony, więc starsze dzieci pragnęły do nas przyjść. Nie mogłam ich zostawić – wspomina pani Beata, z ciepłem myśląc o wnukach.
TRAGEDIA POWODZIOWA
Rok 2024 przyniósł kolejną tragiczną sytuację. – Wszyscy walczyliśmy przy wałach, a w ostatnich chwilach wojsko zaczęło mówić o ewakuacji. Chcieli nas przenieść do sąsiedniej wsi, ale nie mogłam zostawić naszych zwierząt, mamy psa i kota. Uciekliśmy do sąsiadów – opowiada Beata. W tym nowym miejscu gościli przez prawie dwa miesiące. Na ich podwórku leżały worki i torby z osobistymi rzeczami.
Powódź zrujnowała ich dom. Stropy się załamują, a cała konstrukcja zaczyna się sypać. Gdzieniegdzie wstawiono podpory, by zapobiec katastrofie. Przed katastrofą pani Beata rozpoczęła remont łazienki, lecz teraz wszystko trzeba będzie zdjąć i zbudować od nowa. – Nadzór budowlany chciał zburzyć budynek, ale dzięki determinacji udało mi się uzyskać pozwolenie na remont od pani inspektor – mówi Beata.
NIEPEWNOŚĆ I NADZIEJA
Na drzwiach wejściowych widnieje ostrzeżenie o zakazie wstępu do budynku. – Czekamy na decyzje w sprawie pomocy. Możemy liczyć na 200 tys. zł albo mniej, ale wszystko zależy od oceny komisji. Wiosną koszty materiałów budowlanych i robocizny wzrosną, a każdy będzie chciał zarobić na powodzianach – zauważa ze smutkiem.
Córka pani Beaty zorganizowała zbiórkę, która przyniosła 45 tys. zł na remont. Fundacja Niosę Pomoc, prowadzona przez Piotra Staniuchę, także wsparła ich. – Otrzymaliśmy od państwa 2 tys. zł, później kolejne 8 tys. Musiałam zapłacić za sprzątanie podwórka oraz wywóz gruzu. Wojsko, straż pożarna oraz wolontariusze pomogli nam skuwać tynki – opowiada.
– Za pozostałą kwotę kupiłam narożniki i wyposażenie. Z opieki jako piecza zastępcza mam obiecane 20 tys. zł zwrotu, ale najpierw muszę uzbierać rachunki. Kupiłam zmywarkę, suszarkę, kuchenkę i lodówkę. Czekam na meble, wydałam już prawie 4 tys. zł. Nie możemy żyć w ciągłym bałaganie – przyznaje Beata.
Dzieci są szczęśliwe, że mają swój kąt. – Gdy pralka działa, cały kontener drży – mówią chłopcy z uśmiechem.
Dla Beaty najważniejsze jest teraz przetrwanie zimy i rozpoczęcie prac remontowych w przyszłym roku. Potrzebuje fachowców i środków finansowych. – Woda spadła, pomocy już zabrakło, zostaliśmy samotni. Nie wiem, ile dostanę na remont. Ratuję się jak mogę, ale nie dam rady wyremontować tego domu z moich dochodów – podkreśla.
Otrzymując 1002 zł na każde dziecko z zasiłku za pieczę zastępczą i 1500 zł renty socjalnej, pani Beata martwi się przyszłością. – Na początku dzieci były załamane, musiałam je pocieszać. Jeśli ja się załamę, one też. W obliczu kryzysu, chaosu, wszyscy byliśmy zaangażowani, ale teraz, gdy woda opadła, zapał też zniknął. Pech ten dotknął wielu powodzian, trzeba jakoś żyć z nadzieją – kończy tragikomicznie pani Beata, z determinacją patrząc w przyszłość.
W Żelaźnie nadzieja wróciła – uczniowie po powodzi odzyskali swoją szkołę. Czy to zapowiada lepsze jutro dla wszystkich powodzian?