Łukasz Żak, 26-letni podejrzany o spowodowanie tragicznego wypadku, został przetransportowany z Niemiec do Polski. Mimo że odmówił zgody na uproszczoną procedurę ekstradycyjną, przekroczył granicę w czwartek, 14 listopada, w asyście niemieckich i polskich policjantów, trafiając do Aresztu Śledczego na warszawskiej Białołęce.
EKSTRADYCJA MIMO OPORÓW
Po wydarzeniach na Trasie Łazienkowskiej, które miały miejsce dwa miesiące temu, Żak próbował uciekać. Najpierw schronił się u znajomego, a następnie wyjechał do Niemiec, gdzie podjął nieudolne próby wprowadzenia w błąd służb. Po kilku dniach z prawnikiem zgłosił się na policję w Lubece, co doprowadziło do jego aresztowania i uruchomienia procedury ekstradycyjnej.
TRAGICZNE WYDARZENIE NA DRÓG
Do wypadku doszło w noc z 14 na 15 września na warszawskiej Al. Armii Ludowej. Żak, prowadząc volkswagena, miał jechać z prędkością nawet 160 km/h. W pojeździe znajdowała się jego dziewczyna, Paulina, która również doznała poważnych obrażeń, a także trzej koledzy, którzy byli pod wpływem alkoholu. W wyniku zderzenia z fordem, w którym podróżowała czteroosobowa rodzina, zginął 37-letni Rafał, a jego najbliżsi zostali ciężko ranni.
KONSEKWENCJE JEGO CZYNÓW
Łukasz Żak jest kolekcjonerem zakazów prowadzenia pojazdów, a jego przestępcza przeszłość obejmuje również przestępstwa narkotykowe. Grozi mu kara do 18 lat pozbawienia wolności za spowodowanie śmiertelnego wypadku, jazdę bez uprawnień oraz ucieczkę z miejsca zdarzenia. Niegdyś imprezowicz, dzisiaj musi zmierzyć się z surowymi warunkami polskiego więzienia, które różnią się znacznie od aresztu niemieckiego, w którym dotychczas przebywał.
PERSPEKTYWY NA PRZYSZŁOŚĆ
W piątek, 15 listopada, Żak ma stawić się w prokuraturze, aby usłyszeć postawione mu zarzuty. Jego przyszłość jest niepewna, a śmierć Rafała i cierpienia jego rodziny pozostają smutnym przypomnieniem o tragicznych konsekwencjach brawurowej jazdy.
Nie można zapominać o ofiarach tego wypadku. Zamiast refleksji i odpowiedzialności, Żak i jego koledzy uciekli z miejsca zdarzenia, pozostawiając innych w potrzebie. Historia ta przypomina, jak ulotne mogą być żarty i jak tragiczne mogą być następstwa nieodpowiedzialnego zachowania na drodze.