Wilki w Bieszczadach przestały być rzadkim widokiem. W rzeczywistości ich liczba nieustannie rośnie, a w gminie Ustrzyki Dolne szacuje się, że populacja tego drapieżnika może sięgać nawet kilkuset osobników. Sytuacja stała się szczególnie niepokojąca, gdy watahy zaczęły pojawiać się w pobliżu centrum miasta, co wywołało mniejszy lub większy strach wśród lokalnych mieszkańców.
OBAWY MIESZKAŃCÓW
Pani Janina, mieszkanka Ustrzyk Dolnych, przyznała w rozmowie, że po zmroku nie opuszcza już swojego domu. – Widok wilka przy ul. Rzecznej w środku miasta na pewno nie budził optymizmu – mówi z niepokojem. Obawy mieszkańców potwierdzają, że problem z obecnością wilków w ich okolicy narasta. Pan Krzysztof także nie ukrywa swojego zaniepokojenia. – Czekamy na to, aż kogoś zjedzą? Czemu nie są podejmowane żadne kroki? – pyta retorycznie, wskazując na miejsce, w którym ostatnio dostrzegł drapieżnika.
WSZĘDZIE, GDZIE SĄ LUDZIE
Ostatnie miesiące przyniosły wzrost liczby doniesień o spotkaniach z wilkami. Lokalne władze przyznają, że aktywność tych zwierząt z roku na rok staje się coraz większa. Marek Andruch, Starosta Ustrzycki, zwraca uwagę, że to zjawisko jest związane z rosnącą populacją zwierzyny płowej, w tym saren i jeleni, które stały się celem polowań wilków. – Wbrew pozorom, wilk nie przychodzi do miasta w poszukiwaniu śmieci, ale w celu polowania – dodaje Andruch.
ODSTRZAŁ WILKÓW
Choć władze uzyskały zgodę na odstrzał trzech osobników, jak zauważa starosta, problem nie jest prosty do rozwiązania. Ludzie niechętnie zgłaszają się do odstrzału, a dotychczasowy odstrzał jednego samca w minionym roku nie przyniósł wymiernej poprawy.
– Co oznacza jeden odstrzelony wilk, gdy w okolicy biegają setki? – zastanawia się ponuro Pan Krzysztof, dodając, że dla bezpieczeństwa wnuczki zawsze towarzyszy jej w drodze do szkoły.
HODOWCY WOJUJĄ Z WILKAMI
Problemy z wilkami mają także okoliczni hodowcy bydła. Mimo że wielu z nich postawiło specjalne zabezpieczenia, drapieżniki wciąż znajdują sposób na ich pokonanie. Artur Lenart z Bandrowa w okolicach Ustrzyk Dolnych relacjonuje dramatyczne straty: – W zeszłym roku wilki pozbawiły mnie 70 owiec, a w tym roku już 80. Próbowałem wszystkiego, ale jestem na skraju wytrzymałości.
Hodowca zabezpieczył swoje stado, co pozwala mu na ubieganie się o odszkodowania, ale nie to jest dla niego najważniejsze. – Nie hoduję owiec, by karmić wilki. To całe moje życie, dziedzictwo rodzinne – podkreśla.
GŁOS LOKALNEJ POLITYKI
Temat wzrastającej populacji wilków w Polsce poruszył również lokalny poseł Bartosz Romowicz, były burmistrz Ustrzyk Dolnych. – Nawet ja, spacerując z dzieckiem, zaczynam się obawiać o nasze bezpieczeństwo. Takie sytuacje nie mogą mieć miejsca – mówi. Choć poseł podjął temat w swojej partii, ewentualne zwiększenie skali odstrzału nie cieszy się dużym poparciem. – Liczę, że więcej osób spojrzy na tę sprawę z empatią i zrozumieniem dla potrzeb lokalnej społeczności – dodaje.
Źródło/foto: Interia