Pasażerka tanich linii lotniczych Ryanair niedawno stanęła w obliczu nieoczekiwanego wydatku, który zupełnie zaskoczył jej budżet. Elizabeth Keenan, specjalistka marketingu, zmuszona była do sięgania głęboko do kieszeni, by móc polecieć z Dublina do Londynu na służbową konferencję. Choć miała wykupiony bilet, niespodzianką okazały się problemy z bagażem podręcznym.
Za mało miejsca na kółka?
Angielka, która zapłaciła 29 funtów za swój lot, z niewielką walizką w ręku udała się w kierunku bramki boardingowej. Niestety, na tym etapie zaczęły się jej kłopoty. Pracownik obsługi poprosił ją o towarzyszenie mu. Jak się okazało, jej walizka przekroczyła dozwolone wymiary, co skutkowało koniecznością uiszczenia dodatkowej opłaty w wysokości 50 funtów. Elizabeth była w szoku, gdyż miała pewność, że wybrała odpowiedni bagaż zgodny z wymogami przewoźnika.
– Miałam walizkę o wymiarach 40x20x25 cm, która doskonale mieściła się w urządzeniu kontrolnym — tłumaczyła zdezorientowana pasażerka w rozmowie z dziennikarzami portalu dailymail.com.
Ryanair i „dodatkowe” opłaty
Okazało się jednak, że pracownicy linii byli innego zdania. Uznali, że bagaż był zbyt duży, ponieważ wystawało z niego kółko. Aby móc wsiąść do samolotu, kobieta nie miała wyjścia i dopłaciła. Jednak zaraz po powrocie złożyła skargę, żądając zwrotu pieniędzy, zwłaszcza że na pokład weszli inni pasażerowie z znacznie większymi torbami.
Dziennikarze dailymail.com ustalili, że to nie jest odosobniony przypadek. W ostatnich tygodniach zasłynęły inne historie pasażerów, którzy pomimo wcześniejszych lotów z tym samym bagażem, zostali obciążeni niespodziewanymi opłatami. W zeszłym miesiącu jeden z mężczyzn opisał, jak stał się ofiarą absurdalnych zarzutów dotyczących rozmiaru walizki. Inny pasażer musiał bronić się przed oskarżeniami na lotnisku w Manchesterze.
– To sposób na zarabianie dodatkowych pieniędzy — stwierdziła Elizabeth, zauważając, że takie niespodziewane opłaty podważają atrakcyjność cenową tanich linii lotniczych.