Imogen Simmonds, szwajcarska triathlonistka, znalazła się w centrum kontrowersji po tym, jak pod koniec ubiegłego roku wykryto u niej niedozwoloną substancję. W swoim oświadczeniu opublikowanym na Instagramie, 31-letnia zawodniczka wyjaśniła, że pozytywny wynik testu może być efektem intymnych kontaktów z jej partnerem, który bez jej wiedzy stosował Ligandrol.
PUŁAPKA NIEDOZWOLONYCH SUBSTANCJI
W grudniu ubiegłego roku w organizmie Simmonds wykryto Ligandrol — substancję powszechnie stosowaną w celu zwiększenia masy mięśniowej i siły. Triathlonistka, która zdobyła srebrny medal na zawodach T100 w Londynie oraz czwarte miejsce na mistrzostwach świata IRONMAN 70.3 w Taupo, teraz zmaga się z poważnymi zarzutami. Jak przyznaje, ilość substancji, która pojawiła się w jej organizmie, była minimalna, porównywalna do „szczypty soli w basenie olimpijskim”. Argumentuje, że nie miała ona wpływu na jej wyniki sportowe.
ODKRYCIE PRAWDY
Simmonds nie zamierza pozostać bierna wobec tych zarzutów. Razem z zespołem prawnym poddała się analizie próbki włosów, która potwierdziła, że nigdy nie stosowała Ligandrolu. „Mój partner używał tej substancji w badanym okresie, a wyniki jego testu były pozytywne” — podkreśla zawodniczka. Oznacza to, że to właśnie od niego mogła „złapać” niedozwoloną substancję.
PRÓBA OCZYŚCENIA IMIENIA
W statementcie Simmonds podano, że negatywne wyniki testów, zarówno sześć dni przed, jak i 22 dni po incydencie, dodatkowo wzmacniają jej argumentację. „Moja historia nie jest odosobnionym przypadkiem w świecie sportu. Mam nadzieję, że pomoże ona zwiększyć świadomość na temat problemu zanieczyszczeń.” — zaznacza triathlonistka.
Teraz przed Imogen Simmonds trudne zadanie — przedstawić dowody organizacjom IRONMAN i ITA. Czy jej niesłusznie napiętnowana reputacja będzie mogła zostać uratowana? Wygląda na to, że przyszłość triathlonistki kryje jeszcze wiele niewiadomych.