To zdarzenie, które wstrząsnęło nie tylko bliskimi, ale i całym środowiskiem policyjnym, niosło ze sobą niewyobrażalne konsekwencje. Asp. szt. Mateusz Biernacki, biorąc udział w interwencji na warszawskiej Pradze, padł ofiarą tragicznej pomyłki – został śmiertelnie postrzelony przez kolegę z jednostki. Jak do tego mogło dojść? Wdowa po policjancie nie ma wątpliwości, że nie jest to wina zatrzymanego, ale osoby, która w wyniku błędu strzelała. „Ten, który strzelał, jest naprawdę głównym odpowiedzialnym” — mówi Maria Biernacka.
FATALNA POMYŁKA
23 listopada ubiegłego roku asp. szt. Mateusz Biernacki został wezwany do agresywnego mężczyzny na Pradze. Niestety, sytuacja szybko wymknęła się spod kontroli. Młody funkcjonariusz, dla którego był to pierwszy dzień pracy w tej dzielnicy, pomylił Mateusza z uciekającym agresorem i oddał śmiertelny strzał. Policjant zmarł później w szpitalu, a jego odejście osierociło dwoje małych dzieci. Ledwie miesiąc przed tragicznym zdarzeniem rodzina z radością wprowadziła się do nowego mieszkania…
PROCEDURA I ODPOWIEDZIALNOŚĆ
Strzał, który pozbawił życia asp. szt. Biernackiego, doprowadził do postawienia zarzutów jego koledze z policji za przekroczenie uprawnień oraz nieuzasadnione użycie broni. Odpowiadać ma za spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, który zakończył się śmiercią. Może mu grozić kara pozbawienia wolności od pięciu lat do dożywocia.
ŻAL I NIESPRAWIEDLIWOŚĆ
Maria Biernacka w rozmowie z dziennikarzem Wirtualnej Polski nie ukrywa swojego bólu oraz frustracji. „Zamierzam walczyć o sprawiedliwość, ale każde rozmyślanie o tej sytuacji sprawia, że czuję się coraz słabsza”, wyznaje. Jak dodaje, jej mąż pracował ponad siły, brał nadgodziny, a mimo sugestii żony, by zatrudnił się w spokojniejszej pracy, nigdy nie zamierzał zmieniać swojej pasji. Jednocześnie adwokat Marii ujawnia, że wdowa wciąż nie otrzymała odszkodowania ani renty od państwa, co pogłębia trudności, w jakich się znalazła.
A CO Z ODPICHEM?
Wdowa bezskutecznie czeka na jakąkolwiek formę wsparcia finansowego, które byłoby jej niezbędne do przetrwania w tej dramatycznej sytuacji. Ostatnie słowa Marii pozostają dobitnym przypomnieniem o ludzkim losie, który z dnia na dzień może obrócić się w tragedię: „To taki stan, że każdorazowe wspomnienie Mateusza jest jak walka o przetrwanie” — kończy ze łzami w oczach. Policjant, który zabił jej męża, nie skontaktował się z nią od tamtego dnia, a ona sama nie wie, czy chciałaby, aby to zrobił. „To niczego by nie zmieniło” — mówi. Zbyt wcześnie, by myśleć o wybaczeniu.
To przestroga dla tych, którzy każdego dnia walczą o bezpieczeństwo – niech nigdy więcej niewinnym nie odbierają życia tragiczne pomyłki.