Wstrząsająca zbrodnia sprzed trzynastu lat w Gnieźnie powraca w pamięci lokalnej społeczności. Zdzisława S. (33 l.) padła ofiarą brutalnego morderstwa dokonanego przez męża, 35-letniego wówczas Mariusza S. Po dokonaniu zbrodni, mężczyzna wrzucił ciało żony do rowu, oblał benzyną i podpalił. Choć przyznał się do swoich czynów, po 15 latach odsiadki, odzyskał wolność.
TRAGEDIA W GNEŹNIE
Jak informuje portal moje-gniezno.pl, Mariusz S. opuścił Zakład Karny w Gębarzewie 15 stycznia, po odbyciu kary za brutalne zabójstwo Zdzisławy S., które wstrząsnęło nie tylko Gnieznem, lecz całym krajem. Na pierwszy rzut oka, para wydawała się zwyczajnym małżeństwem – on jako ochroniarz, ona pracująca w lokalnym sklepie spożywczym. Ich synek przyszedł na świat rok przed tragedią. Jednak pewnego dnia mąż, w przypływie agresji, dotkliwie pobił żonę, a następnie z zimną krwią ją udusił.
KOSZMARY POSZUKIWAŃ
Po zniknięciu Zdzisławy, rodzina zgłosiła sprawę policji. Poszukiwania mogłyby trwać znacznie dłużej, gdyby nie incydent z samochodem, który wpadł w zaspę na wiejskiej drodze pod Wolą Skorzęcką. Przy wydobywaniu pojazdu, kierowca zauważył tlące się zarośla i wezwał straż pożarną. To właśnie strażacy odkryli straszną prawdę – w krzakach leżały zwłoki kobiety, z których rodzina udała się do identyfikacji, mimo że ogień strawił jedną stronę ciała.
STANOWCZOŚĆ POLICJI
Mąż ofiary był od samego początku głównym podejrzanym, jednak zaprzeczał wszelkim oskarżeniom wobec niego. W toku przesłuchań ustalono, że Mariusz S. był byłym żołnierzem legii cudzoziemskiej, a niektórzy świadkowie wskazywali, że jego żona bała się go jak ognia. Policja znalazła nagranie z monitoringu stacji paliw, na którym widać Mariusza napełniającego kanister benzyną – to paliwo posłużyło do zniszczenia jego żony. Po intensywnym dwudobowym przesłuchaniu, Mariusz S. w końcu przyznał się do zabójstwa, choć motyw pozostaje wciąż niejasny.
WYROK I PERSPEKTYWY NA PRZYSZŁOŚĆ
Podczas aresztowania mężczyzna wskazał miejsce, w którym ukrył kurtkę, szal i czapkę Zdzisławy. W dniu decyzji aresztowej płakał, wyrażając żal za zaistniałą sytuację. Mimo że groziło mu dożywocie, sąd skazał go ostatecznie na 15 lat więzienia, wskazując, że nie działał z premedytacją. Prokuratura domagała się surowszej kary, jednak obrona argumentowała, że Mariusz działał w afekcie z powodu długotrwałego konfliktu małżeńskiego. Wyrok ten został podtrzymany przez sąd apelacyjny, mimo odwołań ze strony obu stron.
W połowie stycznia Mariusz S. wychodzi na wolność, zaledwie kilka dni po upływie 15 lat od czasu, gdy trafił za kratki. Zgodnie z doniesieniami, będzie on pod nadzorem kuratora sądowego w okresie próby. Co ciekawe, jego syn, który był zaledwie dzieckiem w chwili zabójstwa, za dwa lata osiągnie pełnoletność, a Mariusz wcześniej deklarował chęć odbudowy relacji z dziećmi, które obecnie wychowują się pod opieką rodziny zmarłej Zdzisławy.
Tragedia ta, mimo upływu lat, wciąż budzi emocje i refleksje na temat przemocy domowej oraz konsekwencji, jakie pociąga za sobą.