Reakcją na powódź, która dotknęła Dolny Śląsk, jest nawoływanie do renaturalizacji regionu. Zgodnie z tym postulatem, rzeki powinny wylewać, a mieszkańcy muszą znosić cierpienie, aby doświadczyć konsekwencji swoich działań wobec natury. Niekiedy sugeruje się, że ludzie powinni wycofać się z niektórych obszarów. Paradoksalnie, idea renaturalizacji łączy zarówno skrajną prawicę, jak i lewicę, które odrzucają globalizację, a czasem także etyczny uniwersalizm. Wzrasta także nacisk na walkę z „gatunkami inwazyjnymi”, co w różnych kontekstach może dotyczyć zarówno fauny i flory, jak i migrantów.
Spór o powódź i polityka pomocy
Debata na temat powodzi jest niezbędna. Każda inwestycja hydrotechniczna, a także brak działań, wymaga analizy i krytyki. Każda deklaracja i działanie rządzących oraz opozycji zasługuje na dyskusję. Jednakże, istnieją głębsze, długofalowe patologie, które są często traktowane jako nieuniknione fatum. To coś, co zdaje się nie podlegać dyskusji, a dostosowanie się do tych warunków staje się normą zarówno w polityce, jak i w mediach.
W miarę jak spór o pomoc poszkodowanym w powodzi staje się licytacją między partiami, może to wszechobecne podejście prowadzić do zniekształcenia rzeczywistości. Jedna strona obiecuje 10 tysięcy, a druga przelicytuje, proponując 20. W ten sposób budżet państwa może stać się jedynie fikcją, a kwestie skuteczności pomocy oraz zarządzania środkami schodzą na dalszy plan.
Problematyka redystrybucji
To nie jest jedynie problem dotyczący powodzi. Coraz więcej procesów gospodarczych, politycznych oraz społecznych uznawanych jest za „fatum”. Na Zachodzie obserwuje się tendencję do destabilizacji społeczeństw przejawiającą się w redystrybucji dóbr w kontekście politycznym. Pieniądze są regularnie przesuwane od osób pracujących do tych, którzy nie są aktywni zawodowo. To z kolei prowadzi do wzrostu liczby osób w grupie nieaktywnych zawodowo. W skrajnych przypadkach, jak to miało miejsce w Rzymie, może się okazać, że jedynie imigranci będą w stanie zapewnić niezbędny dla gospodarki wkład pracy.
Może się zdarzyć, że zniechęcający system redystrybucji wpłynie także na imigrantów. A skrajna prawica, chcąc podtrzymać swój wizerunek „rdzennego białego ludu”, może dodać do systemu przyjęcia rasistowskie kryteria. I to nie dlatego, że imigranci „zabierają prace”, lecz że dostęp do redystrybucji, który pierwotnie miał być zarezerwowany dla nich, to coś, co budzi ich obawy.
Media społecznościowe a polityka
Kolejnym „fatum” jest dostosowywanie polityki i języka elit do poziomu mediów społecznościowych. Przykładem może być kontrowersyjna wymiana zdań między Taylor Swift a Elonem Muskiem. Kiedy Swift jako „bezdzietna kociara” wyraziła wsparcie dla Kamali Harris, Musk odpowiedział żartobliwie, że chętnie „da jej dziecko”.
Reakcje celebrytów na kwestiach politycznych mogą być irytujące i nacechowane płytkimi motywacjami. Jednak postawa Elona Muska, który z zaangażowaniem traktuje nepotyzm i „biologiczne dziedzictwo”, to jeden z głosów ostrzegawczych przed apokalipsą renaturalizacji.
Renaturalizacja jako ideologia
Renaturalizacja stała się ideologią, w imię której niszczone są instytucje, które dążą do rozwoju człowieka poza biologiczne ograniczenia. Unia Europejska, mimo że pierwotnie nie była narzędziem do promowania jakiejkolwiek radykalnej koncepcji, stała się płaszczyzną wspierającą pozytywne zmiany dla ludzkości w kierunku oddalenia się od plemienności i nacjonalizmu.
Jeśli Unia stanie się narzędziem ideologii opartej na „naturze” plemienności, doraźnym zysku, czy dominacji jednego państwa nad drugim, nastąpi jej zniszczenie. „Zrenaturalizowana” Europa ponownie popadnie w wewnętrzne konflikty i wpadnie w szpony większych drapieżników globalizacji, takich jak Trump, Musk, Putin czy Xi Jinping.
Cezary Michalski pokazuje, jak niebezpieczna może okazać się renaturalizacja człowieka oraz jego kultury. W sytuacji, gdy nasza moralność i rozwój technologiczny zbiegną się w punkcie krytycznym, możemy doświadczyć znaczących konsekwencji. Obyśmy nie musieli tego doświadczyć.
Źródło/foto: Interia