Opowieść o tragicznych ostatnich chwilach 14-latka na warszawskiej Woli wstrząsnęła wieloma osobami. Pani Anna, przypadkowy świadek wypadku, nie znała chłopca ani jego rodziny, ale na zawsze zapamięta to, co zobaczyła jednego styczniowego popołudnia. Jej relacja jest nie tylko świadectwem tragedii, ale też apelem o większą uwagę na drogach.
HUK I ZASŁONA CIEMNOŚCI
Na oczach pani Anny, która przechodziła niedaleko skrzyżowania Ordona i Jana Kazimierza, doszło do tragicznego wypadku. „Usłyszałam huk i odwróciłam się. To, co zobaczyłam, było przerażające” – relacjonuje. Młoda kobieta była jedną z pierwszych osób, które po wypadku ruszyły na ratunek. „Biegnąc do niego, zauważyłam, że nie ma pulsu. Miał ogromne obrażenia, zwłaszcza w okolicach głowy” – dodaje, łamiącym się głosem, gdy wspomina te dramatyczne chwile.
KRYTYCZNY STAN I UCIECZKA SPRAWCY
Wypadek miał miejsce 3 stycznia, po południu, kiedy to nad stołeczną Wola nie spadł ani śnieg, ani deszcz. Na pasach bus potrącił 14-latka, który najpewniej wracał do domu z zakupów. „Przed tym incydentem miał torbę z zakupami, które później leżały obok miejsca zdarzenia, rozrzucone wśród zniczy i kwiatów” – mówi pani Anna. Niezmiernie istotny jest fakt, że kierowca busa uciekł, nie zatrzymując się, by pomóc.
REAGOWANIE ŚWIADKÓW
Na scenie tragedii pojawiło się wielu ludzi. Jednym z nich był żołnierz, który próbował reanimować 14-latka i udało mu się przywrócić krążenie, co dało chłopcu kilka dodatkowych minut życia. Niestety, jego obrażenia były tak poważne, że zmarł w szpitalu.
OSKARŻENIE SPRAWCY
Andrzej K., podejrzany o spowodowanie wypadku, został zatrzymany ponad dobę później, pijany, z blisko dwoma promilami alkoholu we krwi. Jego tłumaczenia o niewiedzy o potrąceniu były szokujące. Mimo że usłyszał „głuchy huk”, nie zatrzymał się, nie wrócił na miejsce zdarzenia, tylko uciekł. „Widzi się, że miał świadomość, co się stało, kiedy zatrzymał się na stacji benzynowej, tuż obok miejsca wypadku” – zauważa pani Anna.
PROŚBA O SPRAWIEDLIWOŚĆ
43-latek, mający wcześniej zakaz prowadzenia pojazdów, usłyszał zarzut spowodowania śmiertelnego wypadku oraz ucieczki z miejsca zdarzenia. W obliczu tego dramatycznego zajścia, pani Anna nie potrafi ukryć emocji. „To niewyobrażalna tragedia dla rodziców tego chłopca. Mam nadzieję, że sprawca otrzyma najsurowszy możliwy wyrok” – mówi. Nie można zamknąć oczu na bezmyślność osób, które siadają za kierownicę po spożyciu alkoholu. To kolejna tragedia, której można było uniknąć.
Marksy, 14-latek, który stracił życie w tej tragicznej sytuacji, był obywatelem Ukrainy. Niestety, ta historia przypomina o przestrogach, które powinny być brane pod uwagę przez wszystkich uczestników ruchu drogowego. Nie ma nic ważniejszego niż życie i bezpieczeństwo, a każdy wypadek to nie tylko statystyka, ale nieszczęście dla bliskich.