W środę rano w atmosferze kontrowersji, Robert Bąkiewicz udzielił wywiadu dla Polsat News, w którym odniósł się do działań policji w jego domu. Funkcjonariusze realizowali czynności związane z śledztwem dotyczącym Marszu Niepodległości z 2018 roku. Bąkiewicz jasno określił swoje zdanie na ten temat, traktując to jako polityczną zemstę swoich przeciwników.
POLITYCZNA ZEMSTA CZY ZDUMIEWAJĄCE DZIAŁANIA?
W rozmowie Bąkiewicz przyznał, że nie widzi podstaw do takich działań, szczególnie w sytuacji, gdy w jego domu znajdują się małe dzieci. „O godzinie 6:00 rano, gdy miałem czwórkę dzieci w domu, byłem zaskoczony tą wizytą” – powiedział. Podkreślił, że oskarżenia, na podstawie których przeprowadzono przeszukanie, są absurdem, a mowa o wydarzeniach sprzed sześciu lat wobec uczestnika marszu, w którym wzięły udział setki tysięcy ludzi, wydaje się nieuzasadniona.
ABSURDALNE DOWODY I KONSEKWENCJE
Bąkiewicz zauważył, że nie został wcześniej wezwany przez prokuraturę do współpracy ani do przekazania jakichkolwiek informacji. „Sytuacja pokazuje, jak bardzo niektórzy przeciwnicy polityczni są zdesperowani w poszukiwaniu dowodów” – stwierdził. Jego zdaniem, to nie jest argument, by wkraczać do prywatnego domu, zwłaszcza gdy dzieci są w strachu.
DALSZE KROKI PROKURATURY
Rzecznik Prokuratury Okręgowej Warszawa Praga, Norbert Woliński, potwierdził, że działania policji są związane z nowo wznowionym śledztwem. „Badamy nagrania, na których jeden z uczestników marszu groził innemu, a jego zachowanie sugeruje związek ze strażą marszu” – informował prokurator. Celem przeszukań jest zabezpieczenie dowodów, w tym dokumentów i elektronicznych nośników danych.
Bąkiewicz zakończył rozmowę stwierdzeniem, że jego związek z oskarżeniem jest prawie żaden, ponieważ w tłumie pół miliona ludzi mogły zdarzyć się różne sytuacje, lecz nie usprawiedliwiają one tak drastycznych kroków w odniesieniu do jego osoby.
Źródło/foto: Polsat News