Syndyk Krzysztof Gołąb, zdaniem byłych przedsiębiorców, celowo opóźniał postępowania dotyczące ich upadłości, wykorzystując zatrudnionych przez siebie prawników, w tym byłych sędziów, aby drenować majątki firm i spółdzielni mieszkalnych. Chociaż źródła donosiły o możliwych zarzutach karnych przeciwko Gołąbowi i utracie licencji doradcy restrukturyzacyjnego, na chwilę obecną wszystkie sprawy zakończyły się dla niego pomyślnie. Natomiast jego główny krytyk, przedsiębiorca Paweł Paradowski, boryka się z problemami prawnymi. Prokuratura postawiła mu zarzuty, twierdząc, że stał się stalkerem prześladującym syndyka.
OLBRZYMIE PIENIĄDZE I LUDZKA KRZYWDY
Wspomniana sprawa obejmuje nie tylko upadłości zamożnych firm, ale również działania Śródmiejskiej Spółdzielni Mieszkaniowej w Warszawie, która dysponuje cennymi gruntami. Przedstawiciele tych podmiotów skarżą się na praktyki Gołąba, który, jak twierdzą, celowo zawyżał koszty postępowań, zlecał zbędne analizy finansowe i generował dodatkowe długi. Mówią wręcz, że jego działania miały na celu maksymalizację zysków dla niego samego oraz dla zatrudnionych prawników. W obliczu tej sytuacji pomocne wydaje się pytanie – czy syndycy rzeczywiście działają w interesie wierzycieli?
ŚLEDZTWO W SPRAWIE SYNDYKATU
Po naszym pierwszym artykule na temat Krzysztofa Gołąba, który w przeszłości był związany z prominentnymi politykami PSL, rozpoczęło się śledztwo. W wyniku audytu przeprowadzonego przez Ministerstwo Sprawiedliwości wykryto nieprawidłowości w działalności syndyka. Kontrolerzy zauważyli braki w dokumentacji, twierdząc, że wiele wydatków Gołąba nie miało odpowiednich uzasadnień, co stawiało pod znakiem zapytania cały proces zarządzania upadłościami, którym się zajmował.
NASILAJĄCE SIĘ OSKARŻENIA
Gołąb został zawieszony w prawach doradcy restrukturyzacyjnego z powodu podejrzeń o nadużycia. Zawieszenie to, uzasadnione interesem publicznym i fałszywymi informacjami przekazanymi do ministerstwa, spotkało się z ostrą krytyką sądu administracyjnego, który uchylił decyzję o zawieszeniu. Sąd wskazał, że Gołąb nie miał postawionych żadnych zarzutów karnych, mimo otwartego śledztwa.
PRZYSZŁOŚĆ SYNDYKA
Pomimo braku formalnych oskarżeń, Krzysztof Gołąb jest zaniepokojony swoją przyszłością zawodową. Wiele wskazuje na to, że postępowanie to może doprowadzić do utraty jego licencji. W ministerstwie powstał specjalny zespół do analizy działalności syndyków, co wskazuje na to, że sprawa Gołąba nie jest odosobniona.
W międzyczasie, po serii doniesień do prokuratury ze strony Pawła Paradowskiego, to jemu postawiono zarzuty stalkingu. Przedsiębiorca podkreśla, że jego działania były zgodne z prawem, jednak obawiając się o własną przyszłość, w swoich donosach oskarżał syndyka o nadużycia. Dlaczego jednak to krytykujący syndyk stał się ofiarą prokuratorskich działań? Czyżby rzeczywiście mógł stać się „ofiarą systemu” w jego własnej grze?
W obliczu tych chaosów, czy Krzysztof Gołąb i jego metody pracy nie zasługują na bliższe zbadanie? Dalszy rozwój wydarzeń niewątpliwie wpłynie na standardy funkcjonowania w obszarze syndykatu i usystematyzowanie praktyk w polskim prawie upadłościowym.