Nie każda europejska linia lotnicza może poszczycić się taką obsługą, jak ta, którą zaoferowały mi Bangkok Airways. Bilety na lot z Bangkoku do Koh Samui, tajskiej wyspy, kupiłam za około 500 zł w obie strony. Choć podróż trwała zaledwie 45 minut, wspomnienie tego lotu zostanie ze mną na długo. A to nie tylko przez samolot, którego wygląd początkowo mnie przeraził, lecz również dzięki zaskakująco smacznemu posiłkowi. Czego się spodziewałam?
Nie na każdym lotnisku posiłek to luksus
Podczas podróży z jednymi z wielu europejskich linii, zwłaszcza budżetowych, rzadko możemy liczyć na pyszne jedzenie. Często zadowalamy się darmową butelką wody oraz waflem w ramach naszych biletów, które kosztują nawet około 1000 zł. Dlatego moje zdziwienie podczas lotu do Koh Samui było tym większe, gdyż nie oczekiwałam niczego ekstra od tajskich przewoźników.
Jedno, wielkie kulinarne zaskoczenie
Wchodząc do samolotu, poczułam dreszczyk emocji. Choć maszyna była wysoka na lata i wyglądała, jakby mogła się rozpaść, to serdeczność i profesjonalizm stewardess wynagrodziły mi wszelkie obawy. Kiedy nasza głośna i trzeszcząca maszyna wzbiła się w powietrze, nie mogłam uwierzyć, co się zadziało. Wszak przekonałam się, że niewiele mogę oczekiwać od tak krótkiego lotu.
Gdy osiągnęliśmy wysokość przelotową, personel błyskawicznie zmienił się w kulinarnych magików. Po kilku minutach na pokładzie zapanował zgiełk, a samolot zamienił się w mini tajską restaurację. Uśmiechnięte stewardessy rozwiesiły się z tartami pełnymi pyszności. Otrzymaliśmy ciepły posiłek, składający się z makaronu z kurczakiem i duszoną cebulą, jogurtu na śniadanie oraz owocowej sałatki. A to nie koniec, bo wkrótce po tym przyszła kolej na kawę, herbatę oraz napoje.
Szybkość i profesjonalizm na pokładzie
Wszystko to działo się podczas lotu, który trwał zaledwie 25 minut. Tempo serwowania posiłków było imponujące, a personel poradził sobie ze wszystkim niezwykle sprawnie. To był jeden z tych lotów, które zostaną w mojej pamięci jako jeden z weselszych momentów w życiu. Z takim doświadczeniem aż żal wracać do europejskiego standardu, gdzie jedzenie w samolocie staje się luksusem.